czwartek, 31 października 2013

Pozytywka: Rozdział II cz.2



- Kretynie. Szukałem Cię - Alex zrobił ofochaną minę.
- Wygoniliście mnie!  Domagam się przeprosin Alexy~ – Ostin uśmiechnął się złośliwie pod nosem i pomasował głowę. Zastanawiał się skąd brunet się tu wziął?  Wyrósł spod ziemi?
- Mówiłem Ci, żebyś się tak do mnie nie zwracał – burknął, a potem się uśmiechnął kącikiem ust. - Długo nie wracałeś. Kolacyjka czeka na Ciebie, Twój kocyk i podusia – brązowooki roześmiał się, ale po chwili spoważniał. – Czemu mnie nie dziwi, że jesteś tu z Jesicą..?
- Twoje łóżeczko już tęskni – Ostin pokazał mu język. - Spotkałem ją przypadkowo.  Zresztą nie będę Ci się spowiadać. Nigdy nie wątpiliśmy w to, że zostaniesz księdzem – zrobił dumną minę. Alex popukał mu w głowę, z wyszczerzem, co go zdziwiło.
- Twoje grzechy zostały odpuszczone, kretynie – wybuchł śmiechem.
- Głupek – szarooki burknął po nosem z minął jak u wypróżniającego się kota na pustyni.
- Jesica co on zrobił Ci w łokieć?  Dobierał się do Ciebie? – Alex popatrzył rozbawiony kątem oka na Ostina. Potem złapał nadgarstek niebieskookiej, aby obejrzeć zadrapanie.
- Przerwałeś mi… – szatyn prychnął.
- Za ten suchar daję Ci puchar –  brunet wybuchł śmiechem. Potem spojrzał na niego ciętym wzrokiem. - Zawsze prosisz się o dostanie w łeb - mruknął pod nosem.
- Wracajmy już…- warknął. Potem pomógł zejść Jesice. – Wybacz.  Myliłem się. Jednak nie wydoroślał.
- Ha! Czyli mnie obgadywano! Od dzisiaj myjesz podłogi! – mruknął naburmuszony.
- Teraz mam być Twoim lokajem?  Wiem,  że z mopem mi do twarzy, ale zapomnij! – Szatyn zmarszczył brwi.
- Nie, wracajmy do domu. Dziadek jest zły – uśmiechnął się do dziewczyny i ciągnąc za sobą Ostina udał się do swojej posiadłości.

***

     Blondynka patrzyła w niebo, aby unikać wzroku ludzi. Poczuła zimne krople na policzku. Rozpadało się. Zatrzymała się przed blokiem, w którym mieszkała jej przyjaciółka. Podeszła do wejścia do budynku. Wcisnęła numer cztery w domofonie i usłyszała głos Olivii. Wpuściła ją do środka. Jesica nie korzystała z windy tylko wbiegła po schodach.
    Usiadła w pokoju rudowłosej przy łóżku. Zawiesiła wzrok na suficie i czekała aż Olivia przyniesie jej kakao.
- Masz – podała jej kubek.
- Dzięki – niebieskooka uśmiechnęła się. – Wiesz… dostałam ostatnią wiadomość od Matta.
- Jego ostatni list?
- Mhm. Pisał, że przyjedzie tak jak wcześniej i wszystko udało mu się pozałatwiać… W ostatnim zdaniu  napisał, że mnie kocha – dmuchnęła na gorący napój. Kłębek pary zwinął się i odleciał do przodu.
- Gdybyś miała dostęp do Internetu na pewno dostałabyś tą wiadomość szybciej – westchnęła, bawiąc się telefonem.
- Nie stać mnie na nowy sprzęt, przecież wiesz.
- Wiem. Szkoda, że ta płyta główna wysiadła – odchyliła głowę do tyłu. Zerknęła na kumpele. – Właściwie to jak dostałaś ten list?
- Alex mi przyniósł… Czekał na mnie przed moim domem – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Och, jak on się Tobą opiekuje – zielonooka zaśmiała się.
- Co w tym zabawnego?
- No bo...– zaczęła mówić przez śmiech. – Wygląda na to, że teraz z nim będziesz sobie gruchać!
- Daj spokój… - ja tu cierpię, a Ty swoje -  spojrzała na nią pretensjonalnie.- Między nami nic nie ma, tylko się kolegujemy. Prawie go nie znam, nic o nim nie wiem…
Po takim czasie na pewno się zmienił, zanim Matt, no wiesz. Poza tym… Szczerzy się jak głupi do sera, a później chodzi tak bardzo ponury. Jak jakaś wielka zagadka – westchnęła patrząc na minę swojej przyjaciółki. – Nie mogę go zrozumieć, w żadnej sposób nie mogę odczytać jego myśli.
- Ale przecież jest miły. Sama przecież tak powiedziałaś – uśmiechnęła się dziecinnie. – Nie możesz wiecznie smucić się brakiem chłopaka. Jestem pewna, że Matt chciałby Twojego szczęścia.
- Potrzebuję czasu – wzięła spory łyk kakaa. – Póki co, jeśli chodzi o relacje romantyczne, to spasuję.
- Zobaczysz jeszcze, że będziecie razem – prychnęła śmiechem.
    Niebieskooka dopiła kakao. Myślała chwilę nad tym co powiedziała Olivia, pokręciła jeszcze głową i oznajmiła, że będzie już wracać do domu. Było późno i już nie padało.
    Jesica skierowała się do swojego domu. W jej głowie znowu zagnieździły się wspomnienia o Mattcie. Uśmiechnęła się, kiedy przypomniało się jej, gdy pierwszy raz chwycił jej rękę. Zawsze miał takie ciepłe dłonie. Uwielbiała, kiedy obejmował ją w tali i patrzył w oczy. Całował ją tak delikatnie… Spaliła buraka. Naprawdę za nim tęskniła. Wiedziała, że już nigdy go nie zobaczy. Nie znała dokładnej daty jego śmierci. Odszedł tak dawno. Alex wspomniał coś o pół roku... Nagle w jej głowie ukazało się wspomnienie jego uśmiechu. Blondynka puknęła się w czoło. Głupie wpływy Olivii. Zawsze mieszała w jej uczuciach. Tak samo było w gimnazjum zanim zaczęła chodzić z Mattem. Truła jej głowę, że brunet się podoba i chłopak wcale nie ma jej gdzieś, wręcz przeciwnie. Sprawdziło się, ale… Alex? Nie wyglądało na to, aby on się nią interesował po tym względem. Po prostu było mu jej szkoda. Westchnęła pod nosem. Skręciła w uliczkę między kamienicami. To tutaj pierwszy raz rozmawiała z Alexem. Uśmiechnęła się kiedy pomyślała o tym, jak się przed nim chowała. Potem na nią długo czekał, gdy uciekła do kawalerki. Zatrzymała się przed swoim domem. Omal nie zemdlała na widok tego, co było przed nią…

Mycha~ 

    Proszę oto część opowiadania. Dodaję ją jednak wcześniej, bo mam czas. Miłego czytania C:

Mycha Ósma.

 Dawno mnie tu nie było.. Chyba mnie nie zastąpiliście c'nie? D:
Ugh...Przepraszam za moją nieobecność >< Dalej nie mam komputera. Już miesiąc (Wujku ile można? @.@)
Postaram się dodać kolejne części z kuzynki komputera (właśnie na nim jestem xD), ale dopiero wieczorem C: Zaraz wychodzimy na miasto pozałatwiać parę spraw.
W tym miesiącu mało czasu. Przeszłam etapy i mogę pojechać do Anglii. Dokładnie praktyki zagraniczne. Nie chciałam brać udziału, ale jak mnie wychowawczyni zmusiła to wzięłam. Jedna rzecz mi się udała. O.O
Mam nawet 10 godzin lekcyjnych. Musimy zrealizować 54 godziny do marca.
Wziąć kogoś? Spakuje Was do torby tylko musicie zmieścić się w 15 kg. Co to dla Was C8 Mam mieć dwie. Druga 10 kg.
Jeszcze daleko do tego, ale jakoś chciałabym zobaczyć to wszystko. Jak tam się żyje. (Zakupy *-*)
Ostatnio też było u mnie beznadziejnie, pusto. Pomału to przechodzi. Jest dobrze. Tak.
Na reszcie wolne. Nie ma to jak czekać na święto zmarłych..xDD Przynajmniej odpocznę od wszystkiego ~(*-*~)
Moje interakcje tak bardzo umarły ;-; [*]
Zapomniałabym. Marta czytała mojego bloga. Może zrobi ilustracje to Wam pokaże, bo ma talent do rysowania~<3

Mycha~

sobota, 5 października 2013

Zaczarowana Szkatułka - rozdział II.


Mmm, tak.. dawno mnie tu trosie nie było... znowu x_x" Ale to przez ten brak czasu... D: Szkoła naprawdę potrafi wymęczyć człowieka.. ._. No nic, przydałoby się dodać nowy rozdział, wiec... oto i on ^^' Przepraszam, że tak długo.. :3

Rozdział II


            Obudziłam się rano i wstałam do pozycji siedzącej. Z głośnym ziewnięciem przetarłam oczy myśląc, która może być godzina. „Zapewne przed 13, przecież rodzice nie budzili mnie jeszcze na obiad…” – pomyślałam i zerknęłam na budzik. Równo 12:59. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam ręką pod łóżko wyciągając spod niego szkatułkę. Otworzyłam ją, ale nie zdążyłam nic zrobić, kiedy cyfry budzika przesunęły się na 13:00, a z dołu rozległ się głos mamy.
- Lucy, chodź na obiad! – krzyknęła zapewne już nakładając wszystko na stół.
- Już idę, mamo! – odkrzyknęłam szybko wstając i chowając pudełeczko z powrotem pod łóżko. Szybko się przebrałam i umyłam zęby nie chcąc, by musieli zbyt długo czekać, mimo iż wcale nie byłam głodna. Splotłam włosy w kitkę i zbiegłam na dół po schodach, wbiegając do kuchni.
- O, wreszcie jesteś. Czekaliśmy na ciebie. Spóźniłaś się – powiedziała mama lekko oschłym tonem podkładając mi talerz.
- Dzień dobry… Tak, wiem, przepraszam… - tak jak myślałam, wszystko było gotowe. Ponaglona usiadłam na swoim miejscu najbliżej wyjścia i jako pierwsza nalałam zupę szybko biorąc się do jedzenia.
            Lubiłam w takim samym stopniu jak nie lubiłam wspólnych obiadów. Cieszyłam się, że tworzymy jedną rodzinę nawet w tak błahej sprawie, ale z drugiej strony nigdy nie mieliśmy jakiegoś wspólnego tematu. Co nie zmieniało faktu, że i tak się nudziłam i czułam jak cenny wolny czas zamiast spędzać na świeżym powietrzu, spędzałam tutaj. Zjadłam zupę błyskawicznie, jak to ja, podziękowałam i włożyłam talerz do zlewu. Po cichu wymknęłam się z kuchni idąc do korytarza i zakładając swoje ulubione białe adidasy.
- A ty znowu wybywasz? – usłyszałam za sobą głos mamy, co mnie trochę wystraszyło i zaskoczyło, wiec odwróciłam się do niej kładąc rękę na klamce drzwi. Jakoś nigdy wcześniej jej to nie interesowało.
- Ahm. Idę się przejść – odparłam posyłając jej lekki uśmiech, na co westchnęła cicho i go odwzajemniła.
- Wróć niedługo, zrobię drugie danie – powiedziała stanowczo, zapewne chcąc zachować powagę przy tacie, ale mrugnęła do mnie zanim odeszła.
- Oczywiście! – krzyknęłam wybiegając i zatrzaskując za sobą drzwi.
Jak zwykle z uśmiechem na twarzy wybiegłam na spotkanie Maślance, która czekała już na mnie merdając swoim ogromnym ogonem. Porzuciłam w kąt myśli o dziwnie opiekuńczym zachowaniu mamy, a kiedy byłam dostatecznie daleko od domu zauważyłam, że pies ruszył w moją stronę. „Grzeczna dziewczynka…” pomyślałam widząc jak słucha moich poleceń. Otóż, dawno temu wyuczyłam ją, żeby nie biegła do mnie od razu gdy wyjdę, gdyż mogą ją zobaczyć rodzice, a wtedy mogliby zadzwonić do schroniska i mi ją zabrać, czego obie byśmy nie chciały. Ale już pod samym lasem rzuciła się na mnie wywracając na ziemię i machając ogonem jak kat biczem. Zaśmiałam się wesoło siadając i głaszcząc ją po futerku. Wstałam otrzepując spodnie i rozpoczęłyśmy krótką zabawę w chowanego. W końcu obiecałam mamie, że wrócę na obiad, wiec nie mogłam się zbytnio rozpędzić, bo straciłabym poczucie czasu. Po kilkunastu minutach wróciłam do domu, by niechętnie zjeść drugą część obiadu. Na szczęście minął równie szybko, jak uprzednio, ale musiałam zostać dłużej i poczekać aż i oni skończą. Chciałam po cichu zabrać resztki, chrupki które uprzednio schowałam w szafce, do której nikt nie zaglądał, bo były w niej same graty typu mikser, opiekacz, czy toster, oraz wodę dla psa. Po chwili ponownie wybiegłam szosą przez łąki, ale tym razem z siatką z jedzeniem. Rozłożyłam jej wszystko w lesie na kocu, a wodę wlałam do miski, którą również wieki temu tam zaniosłam. Gdy skończyła jeść znowu zaczęłyśmy się bawić.

            Kiedy po raz kolejny to ja miałam gonić westchnęłam kładąc ręce na kolanach i cicho dysząc.
- Prze..przerwa.. Mam dość.. – powiedziałam zsapana i zaśmiałam się wesoło. Labradorka podeszła do mnie również sapiąc, ale jakby z uśmiechem i przysiadła. Po krótkiej chwili zerknęłam na nią kontem oka i wyciągnęłam rękę próbując ją dotknąć. Oczywiście się zorientowała i szybko ode mnie uciekła, a ja ponownie zaczęłam ją gonić krzycząc, by zwolniła.
- Maślanka! Poczekaj, no błagam! – mówiłam zanosząc się śmiechem, gdy wybiegłyśmy na łąkę daleko w głębi lasu.
Przystanęłam sapiąc, zakładając ręce na biodra i kręcąc głową.
- Aleś Ty szybka… Mogłabyś czasami zwolnić – mruknęłam pod nosem udając złą, ale i tak wiedziałam, że widziała moje śmiejące się oczy. Nagle za jednym z drzew zobaczyłam czyjąś poruszającą się sylwetkę, którą niestety spowijał cień, więc nie mogłam ocenić, kto to może być. Po chwili owa osoba wyszła nieco bardziej z cienia, a ja zauważyłam rude kręcone włosy szczególnie odzwierciedlające się w blasku zachodzącego już słońca. Miałam już odejść, gdy rozszerzyłam zdziwiona oczy przypominając sobie, że to ta dziewczyna ze szkatułki. Chciałam do niej podejść, ale w tej samej chwili, gdy zrobiłam krok spojrzała na mnie i znieruchomiałyśmy obie. Nagle zaczęła uciekać z powrotem tą samą drogą, którą tam przyszła.
- H..hej, zaczekaj! – krzyknęłam za nią i puściłam się biegiem w pogoni z Maślanką po boku. Ta niestety nie zareagowała na moje wołanie, a wręcz przeciwnie – przyspieszyła. Z chwili na chwilę coraz bardziej się oddalała i częściej gubiłam ją pomiędzy drzewami, aż w końcu całkiem mi uciekła. Zatrzymałam się oddychając głęboko i położyłam ręce na kolanach patrząc przed siebie. Po chwili spuściłam głowę uśmiechając się lekko i zerkając na psa.
- Uciekła nam, co? Następnym razem ją dogonimy – powiedziałam z uśmiechem, a ona szczeknęła wesoło na potwierdzenie znowu wprawiając w ruch swój kitę. O ile będzie następny raz.. – pomyślałam, ale przecież musiał być. Skoro wyszła do tego lasu musi mieszkać gdzieś w pobliżu, w końcu kto by specjalnie jechał z miasta tyle kilometrów, by tylko się przejść, a widząc mnie od razu uciec… Jakkolwiek to nie brzmiało.
Zawróciłyśmy kierując się do domu, a ja opowiedziałam Maślance, kim była ta dziewczyna.
- … dlatego właśnie ją goniłyśmy. Chciałam ją spytać kim jest i dlaczego wyrzuciła tą szkatułkę. Już rozumiesz? – spytałam przeskakując przez konar drzewa. Szczeknęła potwierdzająco, a ja podrapałam ją za uchem dochodząc do skraju lasu. – No nic. Trzeba się pożegnać. Dobranoc, kochana. Słodkich snów – powiedziałam z uśmiechem kucając i cmokając ją w pyszczek. Ponownie szczeknęła i podała mi łapę, po czym ruszyłam do domu, a ta nieco bardziej chowając się w lesie i zapewne idąc do miejsca, gdzie rozłożyłam jej stary materac, który rodzice chcieli wyrzucić, i koce.

Weszłam do domu, w progu zerkając na godzinę. 20:34, więc nie tak późno. Ściągnęłam buty i zaczęłam wchodzić na górę skacząc po schodkach.
- Lucy, jesteś głodna? Może zjesz z nami kolację? – krzyknęła mama z salonu, słysząc, że wróciłam.
- Nie, dziękuję! – odkrzyknęłam zamykając drzwi od pokoju i rzucając się na łóżko. Rozejrzałam się po pokoju, jakby szukając jakiegoś natchnienia. Spojrzałam ponownie na zegarek, 20:36, po czym westchnęłam. Skrzyżowałam nogi i wychyliłam się patrząc pod łóżko. Ona nadal tam leżała. Sięgnęłam po nią ręką i zaczęłam obracać w palcach wracając na swoje miejsce. Otworzyłam ją i przechyliłam, ale kulka nie wypadła.
- Hmm… - ściągnęłam usta i zmarszczyłam brwi myśląc nad nią. Od niechcenia zaczęłam w nią pukać, aż za którymś razem przeturlała się po poduszce i obiła od ścianki. Zdziwiona chwyciłam ją w pace i mimo, iż była zimna czułam gorąco w pokoju.
- A więc znowu… Powiedz mi, kim była ta dziewczyna? – spytałam cicho. Kulka rozbłysnęła różnymi kolorami, a w środku zaczęły kształtować obrazy - jak wczoraj. Widziałam tą dziewczynę. Pokłóciła się z jakimiś ludźmi, to chyba byli jej rodzice. Wybiegła z domu i ruszyła do lasu. Tam zatrzymała się i… w ziemi znalazła jakiś przedmiot.. – To ta szkatułka! – krzyknęłam zdziwiona, a wtedy obraz zaczął blaknąć. –Widziałam jeszcze, że dziewczyna usiadła i otarła łzy łapiąc za deko od pudełka, a wtedy… obraz całkiem zniknął. Westchnęłam ciężko i odłożyłam kulkę na miejsce, z którego już się nie ruszyła, a ja zaczęłam przygotowywać się do snu.



Mrówka ~