sobota, 31 sierpnia 2013

Pozytywka: Rozdział I, cz. 5

Były małe problemy z komputerem. Miłego czytania.



- O wróciłeś, Alexy – Ostin przywitał kumpla głupkowatym uśmiechem wycierając głowę. – Gdzie byłeś?
- Byłem się przejść. Chciałem przemyśleć parę spraw – wyminął go.
- Rozmiar stanika Jesici? – zachichotał.
- Ostin, naprawdę Cię uderzę – uśmiechnął się blado i udał się do jego pokoju. Wszedł do pomieszczenia zamykając za sobą cicho drzwi. Nie chciał, żeby go dziadek zauważył.
    Usiadł na łóżku chwile się nad czymś zamyślając. Zerwał się energicznie i chwycił za swoja gitarę elektryczną. Podpiął wszystkie kable, ale zastanawiał się czy zacząć grać. Dziadek jeszcze by odkrył, że wróci do domu. Po dłużej chwili się zdecydował i zaczął grać. Odprężało go to. W jednej chwili wpadł Ostin do pokoju niczym huragan. Widać było, że jest zawiedziony, iż kumpel go nie zawołał, by wspólnie zagrali na instrumentach.
- Jak mogłeś mnie nie zawołać? – szatyn zrobił minę zbitego psa.
- Tutaj nie ma miejsca na próby – brązowooki uśmiechnął się wesoło. – Jeśli chcesz to zejdziemy do piwnicy.
-  Dobra. To ja pójdę przygotować wszystko i wrócę tutaj, żeby pomóc Ci znieść sprzęt. – wybiegł z pokoju.
   Alex pokręcił głową i czekał aż szarooki wróci z dołu i pomoże mu zabrać wszystko. Ostin ponownie wpadł do pokoju i zabrali sprzęt. Będąc w piwnicy podpinali wszystkie kable i ustawili wszystko.  Dawało im to wiele radości, przynajmniej wtedy się nie kłócili.  Zaczęli grać, mimo wszystko jednej rzeczy im brakowało… oprócz krzyków dziadka. Starzec wparował z wielką mordą. Alex przewrócił tylko oczami. Zawsze spoko.
- Jeszcze nie śpicie? – dziadek skrzywił się na widok instrumentów. – Jutro zakończenie nauki. Harry przygotował garnitury. Nie ważcie się iść w niczym innym… jak w zeszłym roku.
- Garnitur!? Nigdzie w tym nie pójdę! – odłożył gitarę. – Po moim trupie.
-  Pójdziesz, pójdziesz. Nawet Ci zdjęcie zrobię przez wyjściem i postawę sobie koło łóżka – uśmiechnął się dumnie.
- Garnitury są seksi – Ostin prychną śmiechem.
- Nie zapominaj, że Ty też w tym pójdziesz – mężczyzna skinął na niego dłonią.
- A laski na to lecą? – zachichotał.
- I to jeszcze jak! – dziadek spojrzał gdzieś w dal. – Ja w młodym wieku…
- Zaczyna się – brunet mruknął po nosem. – Dobranoc! – uciekł z piwnicy zanim dostanie mu się ochrzan.
    Brązowooki udał się do łazienki, gdzie miał już przygotowaną kąpiel. Rozebrał się i wszedł do wanny. Zaczął rozmyślać jakby tu porozmawiać z dziewczyną, ale bał się, że to przeklęte dziecko ADHD za nim polezie. Niech chciał jego towarzystwa,  zgodził się tylko dlatego, że kumpel go prosił. Właściwie nie prosił. Zrobił szarże z samego rana dusząc go poduszką, szantażując, że jeśli go nie weźmie, skończy w szpitalu. Chłopaka wcale to nie bawiło, wręcz przeciwnie był na niego zły. Miał nadzieję, że do jutra mu przejdzie. Zawsze się sprzeczali, ale to była już przesada. Stwierdził, że robi się śpiący. Dokończył szybko kąpiel i wrócił do pokoju. Wzdrygnął, kiedy ujrzał czarne straszydło, wiszące na drzwiach od jego szafy. Miał ochotę zrzucić je z wieszaka. Zgasił światło i położył się do łóżka. Zasnął niemalże momentalnie.
     Przedzierające  się promienie słońca przez okno, wbijały się chłopakowi prosto pod powieki. Wstał przecierając oczy.  Ponownie wystraszył go widok garnituru. Usłyszał pukanie.
- Paniczu! Pan kazał mi sprawdzić, czy wstałeś i czy ubierzesz przygotowane ubrania – usłyszał głos  swojej pokojówki, Anne.
- Dopiero wstałem. I nie ubiorę tego – powiedział dość sennie. – Wolę umrzeć.
- Proszę, niech Panicz nie kaprysi. Ten jeden raz niech Panicz ubierze się jak trzeba – wtargnęła do pokoju.
- Mówisz, jakbym ubierał się w prześcieradła – wstał z łóżka. – Śniadanie gotowe?
- Gotowe…- skłoniła się i wyszła.
- Dlaczego, ja muszę tych uczących gburów przyjmować do domu..? – sapnął zabierając się za zakładanie ciuchów.
     Brunet już ubrany i lekko ożywiony zszedł na dół. Rozglądnął się, ale nigdzie nie widział czającego się na niego dziadka. Odetchnął z ulgą.
- Nawet nieźle na Tobie leży – usłyszał złośliwą docinkę szatyna.
- Weź mnie nie dobijaj…- mruknął niechętnie, potem zmierzył Ostina wzrokiem. – Gdzie zgubiłeś krawat?
- Uznałem, że jest zbędny– chłopak podejrzanie uniknął wzroku kumpla.
- Ha, nie umiesz go założyć? – uśmiechnął się złośliwie.  – Czemu nie poprosisz o pomoc?
- Umiem, ale nie chciałem! – zawstydził się lekko.
- Daj, założę Ci – chwycił szatyna za kołnierz i zaciągnął do jego pokoju. Zawiązał mu krawat, nucąc coś pod nosem. – Od razu lepiej.
- Dz-dzięki – wyszedł z pokoju, kiedy usłyszał wołanie lokaja, a Alex wyszedł za nim.
    Całe to przedstawienie, że chłopcy dziękowali nauczycielom, było zbędne. Jedyne co mogło cieszyć, to że na stole będzie więcej jedzenia, niż zwykle. Alex z niecierpliwością czekał aż zakończy się ten cały teatrzyk. Kiedy wreszcie był wolny, zanim Ostin go zauważył, wybiegł  z willi i ruszył w kierunku kamienic.  Doszedł tam szybciej niż się spodziewał. Zatrzymał się przed kawalerką i oparł się o ścianę jakiegoś budynku. Usłyszał po jakimś czasie kroki. Spojrzał w stronę, z której pochodziły. Ujrzał Jesice.
- Och…cześć. Co tu robisz? – uśmiechnęła się kącikiem ust. Nie spodziewała się bruneta pod swoim domem.  – Czy Ty nigdy nie chodzisz do szkoły?
- Cześć – wyszczerzył się jak zwykle. Skąd blondynka wiedziała, że to zrobi? Uśmiechał się niemalże zawsze, kiedy ją widział. I przy ich pierwszym spotkaniu tak samo, cieszył michę, jak głupi do sera. – Nie, nie chodzę do szkoły – wzruszył ramionami. – Mam nauczanie indywidualne.
- Ach, rozumiem – otworzyła swoje mieszkanie. – Wejdziesz? – dziewczyna uznała za niestosowne, takie stanie przed drzwiami.
- Och, pewnie – ruszył w jej stronę.
    Blondynka otworzyła na całą szerokość drzwi i brunet wszedł do środka. Ona zaraz za nim. Zastanawiała się, co go tu sprowadziło. Znów chciał ją pocieszyć, a może miał coś więcej do powiedzenia, jeśli chodziło o Matta?



2 komentarze: