sobota, 5 października 2013

Zaczarowana Szkatułka - rozdział II.


Mmm, tak.. dawno mnie tu trosie nie było... znowu x_x" Ale to przez ten brak czasu... D: Szkoła naprawdę potrafi wymęczyć człowieka.. ._. No nic, przydałoby się dodać nowy rozdział, wiec... oto i on ^^' Przepraszam, że tak długo.. :3

Rozdział II


            Obudziłam się rano i wstałam do pozycji siedzącej. Z głośnym ziewnięciem przetarłam oczy myśląc, która może być godzina. „Zapewne przed 13, przecież rodzice nie budzili mnie jeszcze na obiad…” – pomyślałam i zerknęłam na budzik. Równo 12:59. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam ręką pod łóżko wyciągając spod niego szkatułkę. Otworzyłam ją, ale nie zdążyłam nic zrobić, kiedy cyfry budzika przesunęły się na 13:00, a z dołu rozległ się głos mamy.
- Lucy, chodź na obiad! – krzyknęła zapewne już nakładając wszystko na stół.
- Już idę, mamo! – odkrzyknęłam szybko wstając i chowając pudełeczko z powrotem pod łóżko. Szybko się przebrałam i umyłam zęby nie chcąc, by musieli zbyt długo czekać, mimo iż wcale nie byłam głodna. Splotłam włosy w kitkę i zbiegłam na dół po schodach, wbiegając do kuchni.
- O, wreszcie jesteś. Czekaliśmy na ciebie. Spóźniłaś się – powiedziała mama lekko oschłym tonem podkładając mi talerz.
- Dzień dobry… Tak, wiem, przepraszam… - tak jak myślałam, wszystko było gotowe. Ponaglona usiadłam na swoim miejscu najbliżej wyjścia i jako pierwsza nalałam zupę szybko biorąc się do jedzenia.
            Lubiłam w takim samym stopniu jak nie lubiłam wspólnych obiadów. Cieszyłam się, że tworzymy jedną rodzinę nawet w tak błahej sprawie, ale z drugiej strony nigdy nie mieliśmy jakiegoś wspólnego tematu. Co nie zmieniało faktu, że i tak się nudziłam i czułam jak cenny wolny czas zamiast spędzać na świeżym powietrzu, spędzałam tutaj. Zjadłam zupę błyskawicznie, jak to ja, podziękowałam i włożyłam talerz do zlewu. Po cichu wymknęłam się z kuchni idąc do korytarza i zakładając swoje ulubione białe adidasy.
- A ty znowu wybywasz? – usłyszałam za sobą głos mamy, co mnie trochę wystraszyło i zaskoczyło, wiec odwróciłam się do niej kładąc rękę na klamce drzwi. Jakoś nigdy wcześniej jej to nie interesowało.
- Ahm. Idę się przejść – odparłam posyłając jej lekki uśmiech, na co westchnęła cicho i go odwzajemniła.
- Wróć niedługo, zrobię drugie danie – powiedziała stanowczo, zapewne chcąc zachować powagę przy tacie, ale mrugnęła do mnie zanim odeszła.
- Oczywiście! – krzyknęłam wybiegając i zatrzaskując za sobą drzwi.
Jak zwykle z uśmiechem na twarzy wybiegłam na spotkanie Maślance, która czekała już na mnie merdając swoim ogromnym ogonem. Porzuciłam w kąt myśli o dziwnie opiekuńczym zachowaniu mamy, a kiedy byłam dostatecznie daleko od domu zauważyłam, że pies ruszył w moją stronę. „Grzeczna dziewczynka…” pomyślałam widząc jak słucha moich poleceń. Otóż, dawno temu wyuczyłam ją, żeby nie biegła do mnie od razu gdy wyjdę, gdyż mogą ją zobaczyć rodzice, a wtedy mogliby zadzwonić do schroniska i mi ją zabrać, czego obie byśmy nie chciały. Ale już pod samym lasem rzuciła się na mnie wywracając na ziemię i machając ogonem jak kat biczem. Zaśmiałam się wesoło siadając i głaszcząc ją po futerku. Wstałam otrzepując spodnie i rozpoczęłyśmy krótką zabawę w chowanego. W końcu obiecałam mamie, że wrócę na obiad, wiec nie mogłam się zbytnio rozpędzić, bo straciłabym poczucie czasu. Po kilkunastu minutach wróciłam do domu, by niechętnie zjeść drugą część obiadu. Na szczęście minął równie szybko, jak uprzednio, ale musiałam zostać dłużej i poczekać aż i oni skończą. Chciałam po cichu zabrać resztki, chrupki które uprzednio schowałam w szafce, do której nikt nie zaglądał, bo były w niej same graty typu mikser, opiekacz, czy toster, oraz wodę dla psa. Po chwili ponownie wybiegłam szosą przez łąki, ale tym razem z siatką z jedzeniem. Rozłożyłam jej wszystko w lesie na kocu, a wodę wlałam do miski, którą również wieki temu tam zaniosłam. Gdy skończyła jeść znowu zaczęłyśmy się bawić.

            Kiedy po raz kolejny to ja miałam gonić westchnęłam kładąc ręce na kolanach i cicho dysząc.
- Prze..przerwa.. Mam dość.. – powiedziałam zsapana i zaśmiałam się wesoło. Labradorka podeszła do mnie również sapiąc, ale jakby z uśmiechem i przysiadła. Po krótkiej chwili zerknęłam na nią kontem oka i wyciągnęłam rękę próbując ją dotknąć. Oczywiście się zorientowała i szybko ode mnie uciekła, a ja ponownie zaczęłam ją gonić krzycząc, by zwolniła.
- Maślanka! Poczekaj, no błagam! – mówiłam zanosząc się śmiechem, gdy wybiegłyśmy na łąkę daleko w głębi lasu.
Przystanęłam sapiąc, zakładając ręce na biodra i kręcąc głową.
- Aleś Ty szybka… Mogłabyś czasami zwolnić – mruknęłam pod nosem udając złą, ale i tak wiedziałam, że widziała moje śmiejące się oczy. Nagle za jednym z drzew zobaczyłam czyjąś poruszającą się sylwetkę, którą niestety spowijał cień, więc nie mogłam ocenić, kto to może być. Po chwili owa osoba wyszła nieco bardziej z cienia, a ja zauważyłam rude kręcone włosy szczególnie odzwierciedlające się w blasku zachodzącego już słońca. Miałam już odejść, gdy rozszerzyłam zdziwiona oczy przypominając sobie, że to ta dziewczyna ze szkatułki. Chciałam do niej podejść, ale w tej samej chwili, gdy zrobiłam krok spojrzała na mnie i znieruchomiałyśmy obie. Nagle zaczęła uciekać z powrotem tą samą drogą, którą tam przyszła.
- H..hej, zaczekaj! – krzyknęłam za nią i puściłam się biegiem w pogoni z Maślanką po boku. Ta niestety nie zareagowała na moje wołanie, a wręcz przeciwnie – przyspieszyła. Z chwili na chwilę coraz bardziej się oddalała i częściej gubiłam ją pomiędzy drzewami, aż w końcu całkiem mi uciekła. Zatrzymałam się oddychając głęboko i położyłam ręce na kolanach patrząc przed siebie. Po chwili spuściłam głowę uśmiechając się lekko i zerkając na psa.
- Uciekła nam, co? Następnym razem ją dogonimy – powiedziałam z uśmiechem, a ona szczeknęła wesoło na potwierdzenie znowu wprawiając w ruch swój kitę. O ile będzie następny raz.. – pomyślałam, ale przecież musiał być. Skoro wyszła do tego lasu musi mieszkać gdzieś w pobliżu, w końcu kto by specjalnie jechał z miasta tyle kilometrów, by tylko się przejść, a widząc mnie od razu uciec… Jakkolwiek to nie brzmiało.
Zawróciłyśmy kierując się do domu, a ja opowiedziałam Maślance, kim była ta dziewczyna.
- … dlatego właśnie ją goniłyśmy. Chciałam ją spytać kim jest i dlaczego wyrzuciła tą szkatułkę. Już rozumiesz? – spytałam przeskakując przez konar drzewa. Szczeknęła potwierdzająco, a ja podrapałam ją za uchem dochodząc do skraju lasu. – No nic. Trzeba się pożegnać. Dobranoc, kochana. Słodkich snów – powiedziałam z uśmiechem kucając i cmokając ją w pyszczek. Ponownie szczeknęła i podała mi łapę, po czym ruszyłam do domu, a ta nieco bardziej chowając się w lesie i zapewne idąc do miejsca, gdzie rozłożyłam jej stary materac, który rodzice chcieli wyrzucić, i koce.

Weszłam do domu, w progu zerkając na godzinę. 20:34, więc nie tak późno. Ściągnęłam buty i zaczęłam wchodzić na górę skacząc po schodkach.
- Lucy, jesteś głodna? Może zjesz z nami kolację? – krzyknęła mama z salonu, słysząc, że wróciłam.
- Nie, dziękuję! – odkrzyknęłam zamykając drzwi od pokoju i rzucając się na łóżko. Rozejrzałam się po pokoju, jakby szukając jakiegoś natchnienia. Spojrzałam ponownie na zegarek, 20:36, po czym westchnęłam. Skrzyżowałam nogi i wychyliłam się patrząc pod łóżko. Ona nadal tam leżała. Sięgnęłam po nią ręką i zaczęłam obracać w palcach wracając na swoje miejsce. Otworzyłam ją i przechyliłam, ale kulka nie wypadła.
- Hmm… - ściągnęłam usta i zmarszczyłam brwi myśląc nad nią. Od niechcenia zaczęłam w nią pukać, aż za którymś razem przeturlała się po poduszce i obiła od ścianki. Zdziwiona chwyciłam ją w pace i mimo, iż była zimna czułam gorąco w pokoju.
- A więc znowu… Powiedz mi, kim była ta dziewczyna? – spytałam cicho. Kulka rozbłysnęła różnymi kolorami, a w środku zaczęły kształtować obrazy - jak wczoraj. Widziałam tą dziewczynę. Pokłóciła się z jakimiś ludźmi, to chyba byli jej rodzice. Wybiegła z domu i ruszyła do lasu. Tam zatrzymała się i… w ziemi znalazła jakiś przedmiot.. – To ta szkatułka! – krzyknęłam zdziwiona, a wtedy obraz zaczął blaknąć. –Widziałam jeszcze, że dziewczyna usiadła i otarła łzy łapiąc za deko od pudełka, a wtedy… obraz całkiem zniknął. Westchnęłam ciężko i odłożyłam kulkę na miejsce, z którego już się nie ruszyła, a ja zaczęłam przygotowywać się do snu.



Mrówka ~

4 komentarze:

  1. Właśnie. Kim była ta dziewczyna? ;) Niech to się wyjaśni :>
    Podoba mi się to jak piszesz. Ja pewnie nie umiałabym tak. Weny życzę ;)
    Coś wasz blog ostatnio mało pisze. Chce więcej!<3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko po kolei.. >w<
    Umm.. dziękuję ^^' Jeżeli piszesz jakiegoś bloga, albo chociaż opowiadanie, pochwal się, z chęcią przeczytam :3 Każdy umie pisać na swój sposób C: Heheh, dziękuję ^^
    Anoo... to chyba głównie przez ten brak czasu.. Postaram się dogadać z Myszką i zobaczymy co się da zrobić w kwestii częstszego pisania. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pisze. Nie mam nawet na to czasu Q.Q Nie wychodzi mi to. Nie mam talentu (:
    Ona już dawno tutaj pisała :( Mam nadzieje, że uregulujecie to wszystko (:

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, dobry rozdział.. ^^ Trochę mnie nie pokoi, że obraz znikł w kulce...
    Ja wiem, czemu nie ma mysi.. :D Biedaczka, ma problem z kompem~.. Pisałam z nią ostatnio na gg..

    OdpowiedzUsuń