poniedziałek, 10 czerwca 2013

Zaczarowana Szkatułka. Rozdział I.

Moje opowiadanie... Może Wam się spodoba.. ^^


I


            Taki mały, niby niewinny przedmiot, a jak bardzo zmienił moje życie... Znalazłam go w środku lasu, miejsca, gdzie często przebywałam. Z początku nie wiedziałam, co to jest. Kiedy wyciągnęłam rękę i chwyciłam mały, kwadratowy przedmiot, pomyślałam, że to zwykłe pudełko, z którego ktoś coś wyjął a opakowanie porzucił w lesie. Cóż… myliłam się… Ale zacznijmy od początku..

            Jestem Lucy Stone. Mieszkam wraz z rodzicami i psem w małym domku na wsi. Znaczy się… Tylko ja wiem o tym psie. Kiedyś znalazłam go na skraju lasu, jakieś pięćset metrów od naszego domu. Mocno krwawił. Miał rozdartą skórę na boku, jakby co najmniej jakiś tygrys się na niego rzucił. Podeszłam do niego, ale nie miałam nic, czym mogłabym mu pomóc czy opatrzyć ranę. Rzuciłam się więc biegiem do domu i powiedziałam o nim rodzicom. Oni podeszli do tego jak do normy życiowej. W ogóle nie przejęli się, że jakieś zwierze może tam właśnie umierać. Zdenerwowałam się mocno i sama postanowiłam mu pomóc. Pobiegłam do kuchni po miseczkę i kilka kawałków kiełbasy, a następnie na górę do swojej łazienki. Wyjęłam bandaże i trzy butelki wody, w których zawsze trzymałam chłodną wodę do podlewania swoich kwiatków. Wpakowałam to wszystko do siatki i wybiegłam z domu niezauważona. Z resztą, nikt nigdy nie zwracał na mnie uwagi i nikogo nie interesowało gdzie znikam na cały dzień. Ważne było, że zawsze wracałam przed kolacją i na obiady. Biegłam ile sił w nogach modląc się, żeby ten pies wytrzymał do mojego powrotu. Po paru chwilach go zobaczyłam. Podbiegłam do niego i odkręcając jedną butelkę próbowałam oczyścić ranę. Kiedy już większość krwi spłynęła zauważyłam, gdzie jest rozcięcie. Rozwinęłam bandaż i zaczęłam go nim owijać. Kiedy skończyłam resztę wody z butelki wylałam do miseczki. Podłożyłam ją psu do pyska, a ten delikatnie zaczął chlipać, jakby nie miał nawet siły wyciągać języka. Nie mogłam nic więcej zrobić, więc tylko wylałam tam resztę wody z pozostałych butelek i położyłam obok kiełbasę. Przychodziłam do niego codziennie (nie mogłam go niestety wziąć do domu, rodzice myśleli, że dawno zdechł, poza tym w życiu by się nie zgodzili na zwierzę) opatrując ranę i przynosząc świeżą wodę i jedzenie, a on z dnia na dzień coraz bardziej zdrowiał i przyzwyczajał się do mnie. Tak oto zdobyłam nowego przyjaciela, a raczej przyjaciółkę, którą nazwałam Maślanka.
            A więc mieszkam z rodzicami i psem (mniej więcej). Mam dwanaście lat, a już stałam się (tak jakby) psim chirurgiem. Chodzę do piątej klasy, znaczy się pójdę, ale na razie cieszę się wakacjami i chwilą spokoju od tych ciągłych hałasów i siedzeniu bez przerwy w czterech ścianach. Teraz mogę się cieszyć świeżym powietrzem, pięknymi kwiatami rosnącymi na polach, ćwierkaniem ptaków w lesie i zabawą z nową przyjaciółką.

            Pewnego słonecznego dnia, kiedy bawiłam się z Maślanką w lesie w berka, coś błysnęło w trawie. Cofnęłam się i zaczęłam wypatrywać, gdzie to jest. Słońce ponownie odbiło się od przedmiotu i błysnęło mi po oczach.
- Maślanka! – zawołałam psa. – Maślanka! Chodź, znalazłam coś!
Pies posłusznie przybiegł zadowolony merdając ogonem i potruchtał za mną w stronę dziwnych błysków.
- Jak myślisz, co to może być? – spytałam piaskową labradorkę, stając przed znaleziskiem, a ona w odpowiedzi tylko przekrzywiła głowę patrząc podejrzanie na przedmiot i cicho burcząc.
- Oj, tylko mi nie warcz. Przecież to…- sięgnęłam ręką po znalezisko obracając je w palcach. -… jakieś zwykłe pudełko.
Obracałam pudełeczko to w jedną to w drugą stronę szukając czegoś ciekawego.
- Patrz! Można to otworzyć. – powiedziałam do Maślanki siadając na trawie i otwierając drewniany kartonik. Pies usiadł obok mnie i zaczął je obwąchiwać nadal z podejrzaną miną. W środku była jakaś czerwona poduszka, a na niej szklana kuleczka mieniąca się różnymi kolorami, jak tęcza. Próbowałam ją wyjąć, ale to na nic. Widać była mocno przyklejona.
- Eh, ani drgnie! Jak myślisz, co to takiego może być? I czemu ktoś to tu wyrzucił? – spojrzałam na psa spodziewając się jakiegoś gestu, burknięcia, szczeknięcia, czy chociaż zamerdania ogonem, ale ona tylko siedziała z przekrzywioną głową ciągle patrząc na znalezisko.
- No cóż… - powiedziałam wstając, otrzepując spodnie z pisaku i chowając szkatułkę do kieszeni. – Trzeba to będzie rozszyfrować, ale to później. Na razie czas wznowić grę. A więc…. Berek! – tyknęłam psa i zaczęłam uciekać ze śmiechem, a ta szczeknęła na powrót zadowolona i rzuciła się za mną biegiem.

Wieczorem, kiedy pożegnałam się już z Maślanką, zjadłam niechętnie kolacje przygotowaną przez mamę i leżałam na łóżku w pokoju poczułam coś ciepłego w kieszeni. Przypomniałam sobie, że włożyłam tam tą szkatułkę, którą znalazłam w lesie. Wyciągnęłam ją z kieszeni, i otworzyłam. Kulka, która tam się znajdowała teraz rozświetlała cały pokój różnorodnymi kolorami.     Na dodatek biło z niej ogromne ciepło. Wpatrywałam się w nią przez chwilę myśląc, czemu tak się dzieje, a kiedy złapałam kulkę… wyciągnęłam ją.
- Ha! – krzyknęłam z niedowierzaniem. Mimo, iż biło z niej ogromne ciepło, kiedy trzymałam ją w dłoni była zimna. Zmarszczyłam brwi w zamyśleniu.
- Czym Ty jesteś… - mruknęłam pod nosem obracając kulkę w palcach. Po chwili w środku niej zaczęło się coś dziać… Coś jakby… Jakby w środku niej zaczęły kształtować się jakieś obrazy. Przybliżyłam twarz, aby lepiej je widzieć. Zobaczyłam tam jakąś dziewczynę, chyba w moim wieku. Miała rude włosy i zielone oczy, z których kapały łzy. Biegła przez las, z którego właśnie niedawno wróciłam. Po chwili zatrzymała się, klęknęła chowając zapłakaną twarz w dłoniach i zaczęła głośniej szlochać. Wydawało się, że siedziała tam całkiem długo, gdyż słońce prześwitujące pomiędzy liśćmi drzew zaczęło niknąć. Kiedy niebo było już mocno pomarańczowe, wstała i z wściekłością rzuciła pudełko na ziemię, po czym odbiegła daleko przed siebie, a obraz zaczął blaknąć, aż całkiem zniknął.
Wpatrywałam się osłupiała w kulkę, jakby czekając na ciąg dalszy. Kim była ta dziewczyna? Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Dlaczego płakała? I z jakiego powodu z taką furią wyrzuciła tą szkatułkę? Westchnęłam cicho przecierając ręką oczy i myśląc, że to, co właśnie zobaczyłam przyniosło mi więcej pytań, niż odpowiedzi. Nadal jednak nie wiedziałam, czym jest to dziwne pudełko. Schowałam je pod łóżko i przewróciłam się na bok powoli odpływając w krainę snów.



. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .



Mrówka ~

4 komentarze:

  1. O! Jaki fajny pomysł ;3
    Ciekawi mnie, co stanie się dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh.. dzięki ^^
      Cóż... jak napiszę ciąg dalszy to dodam i się dowiesz ^^

      Mrówka ~

      Usuń
  2. Masz mój podziw, że piszesz w osobie pierwszej... W życiu mi się tak dobrze to nie udawało.. ^^
    Czekam na ciąg dalszy~..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie myślałam o pisaniu w pierwszej... Ale jak przeczytałam ze 3 książki Alyson Noel z cyklu Nieśmiertelni, jakoś mnie to ujęło i chciałam spróbować.. ^^
      Postaram się niedługo napisać ~.. ;3

      Mrówka ~

      Usuń